Nazywają mnie śmierć - Klester Cavalcanti


Júlio Santana to prawdopodobnie największy i najbardziej skuteczny morderca w historii. W wyniku jego celnych strzałów życie straciło prawie pięćset osób. Ale jak właściwie doszło do tego, że chłopak z biednej brazylijskiej rodziny, który planował w przyszłości zostać rybakiem, zaczął zarabiać na życie w tak kontrowersyjny sposób? Czy to rzeczywiście możliwe, żeby zostać mordercą z przypadku? Tę niesamowitą opowieść przedstawia nam niezastąpiony Klester Cavalcanti – jeden z najbardziej cenionych dziennikarzy śledczych w Brazylii.

Santana długo wzbraniał się przed wyrażeniem zgody na publikację tej książki w takiej formie, w jakiej czytamy ją dzisiaj. Obawiał się, że ujawnienie przez niego danych osobowych może negatywnie wpłynąć na życie codzienne jego rodziny. Po długich namowach autora zdecydował się jednak wyrazić zgodę na to, by ten opowiedział jego historię w taki sposób, jaki uważa za słuszny. To dzięki niemu poznajemy siedemnastolatka, który pływa łodzią do swojej dziewczyny z sąsiedniej wioski i żyje z dala od cywilizacji i wielkich miast Brazylii. Jesteśmy przy chłopcu także wtedy, gdy nie ma wyjścia i musi w zastępstwie wuja wykonać swoje pierwsze zlecenie. Obserwujemy przemianę bohatera, który nawet po tylu latach nie może wybaczyć sobie jednego – że dał się w to wciągnąć.

Skulony w hamaku przyrzekł „Panie Boże, już nigdy w życiu nikogo nie zabiję. Nigdy więcej”.

Dziennikarska pasja

To będzie prawdziwa historia o wątpliwościach, pragnieniu niezależności i więzach rodzinnych. Nie spodziewajcie się nudnego rozwodzenia się nad najlepszym typem broni, czy też suchych faktów, które mogą zanudzić nawet najbardziej zainteresowanego czytelnika. Niewątpliwie książka nie byłaby tak ciekawa, gdyby nie świetny warsztat dziennikarski autora. Początkowo bałam się, że będzie to kolejna biografia z cyklu „urodził się tu, a umarł tam” i twórca skupi się w niej tylko na schematycznym opisie wydarzeń z życia tego interesującego człowieka. Nawet, jeśli nie przepadacie za tym gatunkiem – uspokajam, poczujecie się, jakbyście czytali dobrą powieść o mordercy, a nie nudną pracę naukową o chwytliwym tytule.



W przypadku zabójstwa wystarczy odmówić dziesięć zdrowasiek i dwadzieścia ojczenaszów i dusza zostanie oczyszczona. Poza tym, gdyby nawet nie oni wykonywali zlecenia, ofiara i tak zginie.

Zaskoczenie? Proszę bardzo!

Czytając opis z tyłu okładki, możemy odnieść wrażenie, że książka ta będzie dotyczyła głównie codziennego życia mordercy. Tego, jak zabija, czy udawało mu się to godzić ze spędzaniem czasu z rodziną i innych błahych pytań, które nasuwają nam się, gdy słyszymy o płatnym zabójcy. Autor zdecydował się jednak skupić na nieco innym aspekcie historii Santany. Opowiada nam w tej powieści głównie o młodości bohatera, jego strachu przed używaniem przemocy i pragnieniach. Rysuje tu prawdziwy obraz człowieka, a nie maszyny do zabijania, której moglibyśmy się spodziewać wiedząc, ile osób zamordował Santana.

Chłopcu nie podobał się, że według stryja urodził się, by zostać zabójcą, a jednocześnie był zadowolony, ze ma jakieś szczególne uzdolnienia.

Każdy może kochać

Szczególnie spodobała mi się ta część książki, w której autor opowiada nam o pierwszej dziewczynie Santany. Nieporadność przyszłego mordercy w kontaktach z płcią piękną i jego szczere uczucia którymi darzył zarówno młodą Ritinhę, jak i swoją przyszłą żonę, świadczą o tym, że jego specyficzny zawód nie definiuje go, jako człowieka. Musimy zdawać sobie sprawę, że gdy Santana rozpoczynał swoją „karierę” w nie do końca cywilizowanym otoczeniu, morderstwa nie były sferą zainteresowań policji. Ludzie także patrzyli na nie inaczej i z pewnością nie tak jednoznacznie, jak, np. Europejczycy w dzisiejszych czasach. Mimo wszystko, Santana od początku wzbraniał się przed obraniem tej ścieżki życiowej, a częściowo winą za taki rozwój sytuacji trzeba obarczyć wuja chłopca, który wpłynął na jego młody umysł obiecując mu bogactwa, czekające na niego w przyszłości.

Czuł się bogaty. Jednak nadal był smutny. Każdej nocy myślał o Ritinhi. Dałby wszystko, żaby zobaczyć swoją dziewczynę, przynajmniej z nią porozmawiać.

Co by było gdyby…

To będzie książka nie tylko o życiu mordercy, ale także o tym, że każdy, nawet najbliższy nam człowiek, może nas oszukać. Santana rozpoczął swoją specyficzną pracę bardzo wcześnie i właściwie wyniku nieszczęśliwego zrządzenia losu. Zaważyło to na całym jego życiu, późniejszych kłótniach z żoną i spowodowało, że już do śmierci musi ponosić konsekwencje podjętej decyzji. Gdyby nie jedna osoba, jego życie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, a książka Klestera Cavalcanti nigdy by nie powstała.

Júlio był przerażony chłodnym podejściem stryja do sprawy zabójstwa, ale pamięta, że podziwiał go za siłę i odwagę, które tamten wydawał się posiadać.

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza za możliwość zrecenzowania książki. Jestem pod ogromnym wrażeniem umiejętności zarówno autora, jak i tłumacza, dzięki którym poznałam historię największego mordercy Brazylii.
/@rutynowa


Komentarze

Popularne posty